piątek, 20 listopada 2009
Marta, AIESEC to międzynarodowość
‘AIESEC… AIESEC? Takie niebieskie logo i ten sympatyczny murzynek, dzięki któremu nie byliśmy na przedsiębiorczości w drugiej klasie?’ –Tak dokładnie ten AIESEC. To do niego zaaplikowałam w kilka dni po przyjściu na nową uczelnię. Powód był prosty: nie chcę się na niej nudzić, a i ta międzynarodowość… Teraz wiem, jaki ograniczony obraz tej organizacji miałam.
Początki, jak to początki były ciężkie. Mnóstwo zakręconych ludzi mówiących jakimś dziwnym językiem, ni to polski, ni to angielski. Uśmiechnięci, pełni energii, gadatliwi, krzyczeli, tańczyli… Zadawałam sobie pytanie: ‘Co ja tu tak na prawdę robię z moją niewielką wiarą w siebie i mikroskopijną śmiałością?’ Raz zadałam sobie to pytanie aż tak dobitnie, że chciałam wyjść i już nigdy więcej do AIESEC nie wrócić ale…
Swoją ścieżkę w AIESEC zaczęłam od projektu Horyzonty 3, w którym zajęłam się wymianą. Czyli tym co tak naprawdę przyciągnęło mnie do tej organizacji. Miliony maili wymienione z ludźmi z całego świata na prawdę potrafiły zmotywować do zostania, nie wspominając o praktykantach, którzy pojawili się troszkę później. Pchnięta przez mojego ówczesnego lidera projektu, postanowiłam założyć własny. I tak powstała Azja-Pacyfik. Niesamowite przeżycia związane z prowadzeniem spotkań, wzięcia odpowiedzialności za innych- nowych ludzi w organizacji. Jeszcze w trakcie trwania mojego projektu pojawiła się możliwość aplikowania do Rady Wykonawczej, której początkowo nie chciałam wykorzystywać, tłumacząc się brakiem doświadczenia, młodym wiekiem (przecież jestem dopiero na pierwszym roku!)… Jednak ostatecznie stało się! Zaaplikowałam i w dodatku zostałam wybrana do Rady Wykonawczej na funkcję Wiceprezydenta do Spraw Wymiany Wychodzącej. Co robię? Wymianę! Tylko, że tym razem to ja pomagam ludziom z Polski wyjechać w świat! Czy jestem zadowolona? Bardzo!
Ale z tego opisu nie wynika to, co tak naprawdę zrobiłam w AIESEC, czego się nauczyłam, co mi dał…. A dał wiele! To nie tylko ogromne doświadczenie, które mogę sobie wpisać w CV. To ludzie, którzy każdego dnia zmieniają moje życie, poprzez to, że mogę z nimi współpracować, mogę się od nich uczyć, podrzucać im własne pomysły, poprosić o radę, czy po prostu wyjść na piwo. To ludzie, którzy stali się moimi przyjaciółmi, ludzie z całego świata, którzy otworzyli mi oczy na wiele spraw, którzy pozwolili mi uwierzyć w siebie i we własne możliwości, podali pomocną dłoń, kiedy było ciężko, pozwolili odkryć potencjał, który siedział gdzieś w środku, pomogli uwierzyć, że mogę być liderem (choć wystrzegałam się tego jak ognia) Dzięki nim nabrałam dystansu do siebie i świata. Bo AIESEC to dla mnie przede wszystkim ludzie, dzięki którym rodzi się wszystko inne co cudowne w tej organizacji. Czego się nauczyłam? Jeść pałeczkami i pisać swoje imię po chińsku! ;) A tak naprawdę to prowadzenie treningów, spotkań, wiedza sprzedażowa, negocjacje, umiejętność pracy w grupie, planowanie, zarządzanie czasem, przeprowadzanie rozmów kwalifikacyjnych… to tylko kropla w morzu tego co już umiem, widzę, jak tę wiedzę wykorzystuję już dziś i mam pewność, że będę jej używać za parę lat w mojej wymarzonej pracy.
Co będę robić dalej? Jeszcze nie wiem, na pewno wyjadę na praktykę, bo zazdroszczę znajomym, którzy wyjechali w mojej kadencji i nie zapominają, żeby mi się pochwalić od czasu do czasu wycieczkami po Indiach czy Chinach…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz