piątek, 20 listopada 2009
AIESEC – moja historia…
Kiedy rok temu składałam aplikację do organizacji, byłam pełna obaw. Rozpoczynał się dla mnie drugi rok studiów na kierunku ekonomii i pierwszy rok germanistyki. Pojawiało się pytanie, czy dam radę pogodzić dwa kierunki studiów i organizację? Postanowiłam spróbować.
Pierwszy projekt z którym byłam związana to Horyzonty 3. Jako członek zespołu byłam odpowiedzialna za kontakty zewnętrzne, dzięki czemu poprawiłam swoją autoprezentację, nauczyłam się technik sprzedaży, nawiązywania i utrzymywania relacji z klientem. Ważnym doświadczeniem z tego okresu była praca zespołowa, dążenie do tego samego celu, wspólne rozwiązywanie problemów i radość ze współpracy.
Najlepszym momentem każdego projektu jest dla mnie jednak przyjazd praktykantów, ludzi niejednokrotnie z odległych dla nas części świata, jak Chiny, Indie, Kolumbia. Kontakt z tymi ludźmi daje możliwość dotknięcia wielokulturowości, spojrzenia na świat z innej perspektywy i oczywiście poprawienia umiejętności językowych.
Teraz jestem już liderem własnego projektu – Enter Your Future. Kieruję kilkuosobową grupą ludzi, zdobywam kolejne doświadczenia z zakresu planowania, zarządzania, komunikacji. Każdego dnia uczę się w praktyczny sposób tego, co przyda mi się w przyszłym życiu zawodowym. Jest to wiedza, której nie są w stanie zapewnić żadne studia. Będąc liderem podejmuję się odpowiedzialności za projekt i za ludzi. To daje naprawdę ogromną satysfakcję.
Podczas całej tej historii poznałam mnóstwo niesamowitych ludzi, nawiązałam znajomości i przyjaźnie. Zarówno lokalnie jak i globalnie. W aiesec czuje się, że świat nie jest nieosiągalny.
Wiem, że jeszcze wiele przede mną. Chcę podejmować nowe wyzwania jako lider. Pewnego dnia wyjadę również na praktykę zagraniczną. Gdzie? Może Indie, Chiny, Malezja…
AIESEC uświadamia mi każdego dnia, że tak naprawdę wszystko zależy ode mnie i że nic nie jest niemożliwe!
Sonia Wrodarczyk
Marta, AIESEC to międzynarodowość
‘AIESEC… AIESEC? Takie niebieskie logo i ten sympatyczny murzynek, dzięki któremu nie byliśmy na przedsiębiorczości w drugiej klasie?’ –Tak dokładnie ten AIESEC. To do niego zaaplikowałam w kilka dni po przyjściu na nową uczelnię. Powód był prosty: nie chcę się na niej nudzić, a i ta międzynarodowość… Teraz wiem, jaki ograniczony obraz tej organizacji miałam.
Początki, jak to początki były ciężkie. Mnóstwo zakręconych ludzi mówiących jakimś dziwnym językiem, ni to polski, ni to angielski. Uśmiechnięci, pełni energii, gadatliwi, krzyczeli, tańczyli… Zadawałam sobie pytanie: ‘Co ja tu tak na prawdę robię z moją niewielką wiarą w siebie i mikroskopijną śmiałością?’ Raz zadałam sobie to pytanie aż tak dobitnie, że chciałam wyjść i już nigdy więcej do AIESEC nie wrócić ale…
Swoją ścieżkę w AIESEC zaczęłam od projektu Horyzonty 3, w którym zajęłam się wymianą. Czyli tym co tak naprawdę przyciągnęło mnie do tej organizacji. Miliony maili wymienione z ludźmi z całego świata na prawdę potrafiły zmotywować do zostania, nie wspominając o praktykantach, którzy pojawili się troszkę później. Pchnięta przez mojego ówczesnego lidera projektu, postanowiłam założyć własny. I tak powstała Azja-Pacyfik. Niesamowite przeżycia związane z prowadzeniem spotkań, wzięcia odpowiedzialności za innych- nowych ludzi w organizacji. Jeszcze w trakcie trwania mojego projektu pojawiła się możliwość aplikowania do Rady Wykonawczej, której początkowo nie chciałam wykorzystywać, tłumacząc się brakiem doświadczenia, młodym wiekiem (przecież jestem dopiero na pierwszym roku!)… Jednak ostatecznie stało się! Zaaplikowałam i w dodatku zostałam wybrana do Rady Wykonawczej na funkcję Wiceprezydenta do Spraw Wymiany Wychodzącej. Co robię? Wymianę! Tylko, że tym razem to ja pomagam ludziom z Polski wyjechać w świat! Czy jestem zadowolona? Bardzo!
Ale z tego opisu nie wynika to, co tak naprawdę zrobiłam w AIESEC, czego się nauczyłam, co mi dał…. A dał wiele! To nie tylko ogromne doświadczenie, które mogę sobie wpisać w CV. To ludzie, którzy każdego dnia zmieniają moje życie, poprzez to, że mogę z nimi współpracować, mogę się od nich uczyć, podrzucać im własne pomysły, poprosić o radę, czy po prostu wyjść na piwo. To ludzie, którzy stali się moimi przyjaciółmi, ludzie z całego świata, którzy otworzyli mi oczy na wiele spraw, którzy pozwolili mi uwierzyć w siebie i we własne możliwości, podali pomocną dłoń, kiedy było ciężko, pozwolili odkryć potencjał, który siedział gdzieś w środku, pomogli uwierzyć, że mogę być liderem (choć wystrzegałam się tego jak ognia) Dzięki nim nabrałam dystansu do siebie i świata. Bo AIESEC to dla mnie przede wszystkim ludzie, dzięki którym rodzi się wszystko inne co cudowne w tej organizacji. Czego się nauczyłam? Jeść pałeczkami i pisać swoje imię po chińsku! ;) A tak naprawdę to prowadzenie treningów, spotkań, wiedza sprzedażowa, negocjacje, umiejętność pracy w grupie, planowanie, zarządzanie czasem, przeprowadzanie rozmów kwalifikacyjnych… to tylko kropla w morzu tego co już umiem, widzę, jak tę wiedzę wykorzystuję już dziś i mam pewność, że będę jej używać za parę lat w mojej wymarzonej pracy.
Co będę robić dalej? Jeszcze nie wiem, na pewno wyjadę na praktykę, bo zazdroszczę znajomym, którzy wyjechali w mojej kadencji i nie zapominają, żeby mi się pochwalić od czasu do czasu wycieczkami po Indiach czy Chinach…
Julita, IIIrok rachnkowości
Nazywam się Julita Więcek i jestem studentką III roku Rachunkowości na Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Tworzenie własnej historii z AIESEC rozpoczęłam pół roku temu nie spodziewając się nawet jak wiele możliwości otworzy się przede mną.
Już na początku przyłączyłam się do grupy odpowiedzialnej za marketing i komunikację w organizacji. Prowadziłam własną gazetkę – comiesięcznego newslettera, bloga, wyjechałam na 3-dniową konferencję pełną szkoleń o tematyce reklamy i współczesnego marketingu. Na uczelni uczą mnie rachunkowości a tu poznaję marketing – moje hobby – od strony praktycznej.
Dwa miesiące później zostałam członkiem komitetu organizującego tegoroczne 30-lecie AIESEC. Na żadnej praktyce po tak krótkim czasie nie pozwolono by mi być odpowiedzialną za przygotowanie gali na 100 osób, konferencji wyjazdowej na 50 oraz konferencji prasowej. Jest to doświadczenie nie do przecenienia.
Do tego wszystkiego już od następnego miesiąca zaczęłam prowadzić własny zespół zostając koordynatorem jesiennej rekrutacji do organizacji. To pozwala mi nauczyć się jak być liderem grupy, jak koordynować działania innych, jak planować strategicznie, jak zrobić promocję by była skuteczna, jak pisać budżet, poznać kolejne nowe osoby i jeszcze bardziej docenić sieć kontaktów, którą tworzy organizacja.
Tym właśnie jest AIESEC. Stawia przed Tobą wyzwania i za pośrednictwem wspaniałych ludzi pomaga Ci je zrealizować.
Asia, I rok filologii
Pomysł na przystąpienie do AIESEC pojawił się w mojej głowie mniej-więcej pięć sekund po tym, jak przeczytałam plakat promujący Organizację na mojej uczelni. Znajdowałam się wówczas na tym etapie studiów, kiedy zamknąwszy pierwszy semestr filologii rosyjskiej, byłam oswojona z tempem życia akademickiego, ale już zaczynało mi czegoś brakować w rutynie harmonogramu zajęć i życia towarzyskiego w stałym, sprawdzonym gronie. Rutyna ta, powoli przeradzająca się we frustrację sprawiła, że postanowiłam wyciągnąć z życia studenckiego tyle doświadczenia, dobrej zabawy i nowych znajomości, ile tylko będę w stanie. Patrząc z perspektywy czasu, przystąpienie do AIESEC było najlepszą decyzją, jaką mogłam wówczas podjąć.
Entuzjazm, optymizm i zaangażowanie ludzi, jakich poznałam na mojej pierwszej konferencji, okazało się zaraźliwe i przekonało mnie, że studia są ważne nie tylko z powodu tytułu naukowego. Studia to taki etap w życiu, który pozwala czerpać nie tylko z wiedzy akademickiej, ale także korzystać z innych możliwości, jakie daje współpraca, różnorodność i pozostałe wartości AIESEC.
To nie jest demagogia, ani wyjęty z kabaretu „chłyt małketingowy”, kiedy członkowie Organizacji, ze mną włącznie, opisują swoje wrażenia w ciepłych słowach, czasami zapędzając się w litanię superlatyw. To rzeczywistość. Bardzo, bardzo fajny skutek uboczny satysfakcji z tego, co można osiągnąć będąc na studiach. Nigdy nie przypuszczałam, że kończąc pierwszy rok filologii, jednocześnie uda mi się nabrać trochę bezcennego doświadczenia w sprzedaży, logistyce, a w końcu zarządzaniu.
Moja historia z AIESEC, to historia zwiększenia się pewności siebie, rozwijania potencjału i realizowania ambicji. Przyszłam do Organizacji, żeby spróbować czegoś nowego i po miesiącu działania w moim pierwszym projekcie opartym na wymianie międzynarodowej, zostałam członkiem komitetu organizacyjnego konferencji, jako logistyk. Parę tygodni później podjęłam nowe wyzwanie i w przypływie odwagi postanowiłam sprawdzić się, jako lider. Pisząc ten tekst, mogę powiedzieć o sobie, że jestem studentką filologii i jednocześnie osobą, która odpowiada za trzydniową, październikową konferencję dla nowych członków AIESEC. Przy czym obydwie te rzeczy uważam za wartościowe i przynoszące dużo w równej mierze satysfakcji, co radości.
Joanna Świątek
Entuzjazm, optymizm i zaangażowanie ludzi, jakich poznałam na mojej pierwszej konferencji, okazało się zaraźliwe i przekonało mnie, że studia są ważne nie tylko z powodu tytułu naukowego. Studia to taki etap w życiu, który pozwala czerpać nie tylko z wiedzy akademickiej, ale także korzystać z innych możliwości, jakie daje współpraca, różnorodność i pozostałe wartości AIESEC.
To nie jest demagogia, ani wyjęty z kabaretu „chłyt małketingowy”, kiedy członkowie Organizacji, ze mną włącznie, opisują swoje wrażenia w ciepłych słowach, czasami zapędzając się w litanię superlatyw. To rzeczywistość. Bardzo, bardzo fajny skutek uboczny satysfakcji z tego, co można osiągnąć będąc na studiach. Nigdy nie przypuszczałam, że kończąc pierwszy rok filologii, jednocześnie uda mi się nabrać trochę bezcennego doświadczenia w sprzedaży, logistyce, a w końcu zarządzaniu.
Moja historia z AIESEC, to historia zwiększenia się pewności siebie, rozwijania potencjału i realizowania ambicji. Przyszłam do Organizacji, żeby spróbować czegoś nowego i po miesiącu działania w moim pierwszym projekcie opartym na wymianie międzynarodowej, zostałam członkiem komitetu organizacyjnego konferencji, jako logistyk. Parę tygodni później podjęłam nowe wyzwanie i w przypływie odwagi postanowiłam sprawdzić się, jako lider. Pisząc ten tekst, mogę powiedzieć o sobie, że jestem studentką filologii i jednocześnie osobą, która odpowiada za trzydniową, październikową konferencję dla nowych członków AIESEC. Przy czym obydwie te rzeczy uważam za wartościowe i przynoszące dużo w równej mierze satysfakcji, co radości.
Joanna Świątek
Ania, moje doświadczenie
Członkiem AIESEC jestem od października 2008r. Aplikowałam do tej organizacji, aby zdobyć nowe doświadczenia, poznać nowych ludzi, podszkolić język i oczywiście dobrze się bawić! Podsumowując cały ten rok mówię z pełną odpowiedzialnością: nie zawiodłam się, AIESEC dał mi wszystko to, czego oczekiwałam, a nawet i więcej.
Po wstąpieniu do organizacji stałam się członkiem 13 – osobowego zespołu, nauczyłam się wielu rzeczy, jak np. pracy w grupie, współodpowiedzialności, lepszego zarządzania swoim własnym czasem, czy technik sprzedażowych, ponieważ jako jedna z osób odpowiedzialnych za kontakty zewnętrzne rozwijałam się w tym kierunku. Poznałam wtedy wiele osób z zagranicy, które przyjechały do Katowic na praktykę, co daje niesamowitą satysfakcję, jak wiesz, że ci ludzie są tu dzięki twojej pracy, czyli widać jej efekty.
Jeszcze w trakcie trwania tego projektu stałam się równocześnie liderem innego – konferencji lokalnej. Już na pierwszym roku studiów stałam się osobą odpowiedzialną za zorganizowanie kilkudniowej konferencji dla 60 osób. Miałam własny zespół ludzi, za który byłam odpowiedzialna i który na mnie polegał. Zdobyłam doświadczenie, jakiego nie zyskałabym na żadnych kursach, czy nawet na uczelni.
Od marca zostałam liderem odpowiedzialnym za kontakty zewnętrzne kolejnego projektu mając kolejny zespół ludzi, którzy byli zupełnie nowi w organizacji i trzeba było przekazać im odpowiednią wiedzę i motywację do działania. Każdego dnia uczyłam się i nadal uczę nowych rzeczy oraz podejmuję nowe wyzwania.
Jednym z tych wyzwań jest wyjazd na zagraniczną praktykę, na którą zdecydowałam się w maju, a wyjechałam w lipcu, co można nazwać po części szaleństwem zważając na fakt, że obecnie jestem w Indiach J Dzięki doświadczeniu zdobytym w AIESEC było mi łatwiej przejść proces rekrutacyjny. Pobyt w tym cudnym kraju jest jak do tej pory największą i najpiękniejszą przygodą, jaką do tej pory przeżyłam. Poznałam ponad 100 osób z całego świata, z niektórymi z nich kontakt z pewnością szybko się nie urwie, o ile w ogóle kiedyś się to stanie. Zdobywam tutaj kolejne doświadczenia pracując w jednej z największych firm w Indiach, która jest pierwsza w rankingu INDIA’S BEST COMPANIES TO WORK FOR 2009. Myślę, że dzięki takiemu doświadczeniu – 3-miesięcznej praktyce w indyjskiej firmie – nic mnie już nie zdziwi i żadna praca mi nie będzie straszna ;) Ale praktyka to nie tylko praca, ale także czas wolny, zwiedzanie i przygody, których w tym najbardziej kolorowym kraju świata nie brakuje!!
Po powrocie do Polski poprowadzę kolejny projekt jako jego jedyny lider, co będzie dla mnie ogromną szkołą i wyzwaniem, a co potem?
Planuję nadal działać w naszym komitecie, wyjechać do innego komitetu AIESEC za granicę na pewien okres czasu, a za 2-3 lata pojechać na kolejną praktykę J
Po wstąpieniu do organizacji stałam się członkiem 13 – osobowego zespołu, nauczyłam się wielu rzeczy, jak np. pracy w grupie, współodpowiedzialności, lepszego zarządzania swoim własnym czasem, czy technik sprzedażowych, ponieważ jako jedna z osób odpowiedzialnych za kontakty zewnętrzne rozwijałam się w tym kierunku. Poznałam wtedy wiele osób z zagranicy, które przyjechały do Katowic na praktykę, co daje niesamowitą satysfakcję, jak wiesz, że ci ludzie są tu dzięki twojej pracy, czyli widać jej efekty.
Jeszcze w trakcie trwania tego projektu stałam się równocześnie liderem innego – konferencji lokalnej. Już na pierwszym roku studiów stałam się osobą odpowiedzialną za zorganizowanie kilkudniowej konferencji dla 60 osób. Miałam własny zespół ludzi, za który byłam odpowiedzialna i który na mnie polegał. Zdobyłam doświadczenie, jakiego nie zyskałabym na żadnych kursach, czy nawet na uczelni.
Od marca zostałam liderem odpowiedzialnym za kontakty zewnętrzne kolejnego projektu mając kolejny zespół ludzi, którzy byli zupełnie nowi w organizacji i trzeba było przekazać im odpowiednią wiedzę i motywację do działania. Każdego dnia uczyłam się i nadal uczę nowych rzeczy oraz podejmuję nowe wyzwania.
Jednym z tych wyzwań jest wyjazd na zagraniczną praktykę, na którą zdecydowałam się w maju, a wyjechałam w lipcu, co można nazwać po części szaleństwem zważając na fakt, że obecnie jestem w Indiach J Dzięki doświadczeniu zdobytym w AIESEC było mi łatwiej przejść proces rekrutacyjny. Pobyt w tym cudnym kraju jest jak do tej pory największą i najpiękniejszą przygodą, jaką do tej pory przeżyłam. Poznałam ponad 100 osób z całego świata, z niektórymi z nich kontakt z pewnością szybko się nie urwie, o ile w ogóle kiedyś się to stanie. Zdobywam tutaj kolejne doświadczenia pracując w jednej z największych firm w Indiach, która jest pierwsza w rankingu INDIA’S BEST COMPANIES TO WORK FOR 2009. Myślę, że dzięki takiemu doświadczeniu – 3-miesięcznej praktyce w indyjskiej firmie – nic mnie już nie zdziwi i żadna praca mi nie będzie straszna ;) Ale praktyka to nie tylko praca, ale także czas wolny, zwiedzanie i przygody, których w tym najbardziej kolorowym kraju świata nie brakuje!!
Po powrocie do Polski poprowadzę kolejny projekt jako jego jedyny lider, co będzie dla mnie ogromną szkołą i wyzwaniem, a co potem?
Planuję nadal działać w naszym komitecie, wyjechać do innego komitetu AIESEC za granicę na pewien okres czasu, a za 2-3 lata pojechać na kolejną praktykę J
Alicja, studentk z Katowic
Obecnie jestem studentką 5 roku zarządzania marketingowego i od lutego jestem także osobą odpowiedzialną za komunikacje marketingową w oddziale lokalnym Katowice Akademia Ekonomiczna przy AIESEC Polska. W organizacji jestem od października 2008 roku.
Obecny system kształcenia pozwolił mi po ukończeniu licencjatu, zmienić profil studiów. Dlatego też przeniosłam się do Katowic. W pierwszym tygodniu na nowej uczelni, bez znajomych, jeszcze trochę zagubiona spotkałam chłopaka z Indii, który zapytał czy nie chciałabym wyjechać na praktyki za granice… i tak to się wszystko zaczęło.
Do AIESEC przyszłam z myślą wyjazdu do Brazylii na roczne praktyki menadżerskie aby rozwijać swoje umiejętności w zawodzie. Jednak perspektywa prowadzenia oddziału lokalnego była dużo ciekawsza.
W tym momencie zarządzam grupą ludzi, którzy tak jak ja pokochali komunikacje marketingową oraz PR. Jestem odpowiedzialna za promocje komitetu wśród firm i studentów. Mam bezpośredni kontakt z wszystkimi mediami na śląsku. Bywam w telewizji i w radiu, udzielając wywiadów. Pisze artykuły, noty prasowe, eseje i inne do gazet i magazynów tak studenckich jak i branżowych. Przygotowuje i przeprowadzam kampanie promocyjne podczas rekrutacji czy dni kariery. Jestem odpowiedzialna za stronę internetową, portale społecznościowe i inne. Jednym zdaniem: sprawiam że jest o nas głośno. I to już od prawie roku!
Możliwość rozwijania swoich umiejętności i kontaktów jaką daje mi AIESEC każdego dnia, wykorzystuje na wszelkie sposoby. Wiem że zmarnowałam trzy pierwsze lata studiów. Jednak teraz z zapałem podchodzę do zadań które sama sobie wyznaczam. Wiem czego chce od życia i kariery zawodowej a AIESEC jest kamieniem milowym w mojej ścieżce ku obranemu celowi.
Każdemu życzę aby pod koniec studiów dokładnie wiedział co chce robić za 5, 10 lat i dążył do tego z upartością. Wiem że w obecnych czasach trzeba mieć dużo szczęścia aby zrealizować swoje cele. Ja z pomocą AIESEC codziennie czuje że zbliżam się do celu.
Obecny system kształcenia pozwolił mi po ukończeniu licencjatu, zmienić profil studiów. Dlatego też przeniosłam się do Katowic. W pierwszym tygodniu na nowej uczelni, bez znajomych, jeszcze trochę zagubiona spotkałam chłopaka z Indii, który zapytał czy nie chciałabym wyjechać na praktyki za granice… i tak to się wszystko zaczęło.
Do AIESEC przyszłam z myślą wyjazdu do Brazylii na roczne praktyki menadżerskie aby rozwijać swoje umiejętności w zawodzie. Jednak perspektywa prowadzenia oddziału lokalnego była dużo ciekawsza.
W tym momencie zarządzam grupą ludzi, którzy tak jak ja pokochali komunikacje marketingową oraz PR. Jestem odpowiedzialna za promocje komitetu wśród firm i studentów. Mam bezpośredni kontakt z wszystkimi mediami na śląsku. Bywam w telewizji i w radiu, udzielając wywiadów. Pisze artykuły, noty prasowe, eseje i inne do gazet i magazynów tak studenckich jak i branżowych. Przygotowuje i przeprowadzam kampanie promocyjne podczas rekrutacji czy dni kariery. Jestem odpowiedzialna za stronę internetową, portale społecznościowe i inne. Jednym zdaniem: sprawiam że jest o nas głośno. I to już od prawie roku!
Możliwość rozwijania swoich umiejętności i kontaktów jaką daje mi AIESEC każdego dnia, wykorzystuje na wszelkie sposoby. Wiem że zmarnowałam trzy pierwsze lata studiów. Jednak teraz z zapałem podchodzę do zadań które sama sobie wyznaczam. Wiem czego chce od życia i kariery zawodowej a AIESEC jest kamieniem milowym w mojej ścieżce ku obranemu celowi.
Każdemu życzę aby pod koniec studiów dokładnie wiedział co chce robić za 5, 10 lat i dążył do tego z upartością. Wiem że w obecnych czasach trzeba mieć dużo szczęścia aby zrealizować swoje cele. Ja z pomocą AIESEC codziennie czuje że zbliżam się do celu.
poniedziałek, 16 listopada 2009
Hope of the Future - wakacje Chinach
Obecnie jestem studentem 3 roku Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. W minione wakacje uczestniczyłem w projekcie Hope of the Future - Summer Camp organizowanym przez AIESEC NKU w Chinach. Była to moja pierwsza praktyka ,na którą pojechałem dzięki AIESEC. Mówiąc krótko jestem z niej bardzo zadowolony.
W tym projekcie uczestniczyło 14 wolontariuszy z całego świata oraz 10 osób z AIESEC-u w Chinach. Po przylocie do Pekinu pojechaliśmy do Tianjin gdzie odbyło się w siedzibie AISEC-u krótkie szkolenie. Dotyczyło ono zachowania w stosunku do dzieci. Następnie wszyscy przelecieliśmy z Pekinu do Chengu- stolicy Syczuanu a potem praktykę miałem w trzech szkołach w tej prowincji. Polegała ona na opiekowaniu się dziećmi i młodzieżą na letnich obozach w 3 chińskich szkołach. Szkoły te były położone w małych miasteczka w prowincji Syczuan, a jedna z nich była w mieście całkowicie zniszczonym przez trzęsienie ziemi z zeszłego roku. Do moich obowiązków należało uczenie i organizowanie im wolnego czasu. Prowadziłem lekcje angielskiego, zajęcia sportowe, muzyczne, a także opowiadałem o kulturze polskiej jak i europejskiej. Wszytko to odbywało się w języku angielski po to aby dzieci jak najwięcej korzystały i mogły przez ten czas poprawić swój angielski. W przypadku trudności z komunikacją, dotyczyło to głównie młodszych dzieci, które mówiły bardzo słabo po angielsku pomagali nam chińscy członkowie AIESEC, którzy pełnili rolę naszych tłumaczy. Bardzo rzadko zdarzało się abym prowadził lekcję sam. Ich obecność była dla wszystkich wolontariuszy wielkim ułatwieniem. Uczestnicy obozów, w zależności od szkoły byli w różnym wieku. W pierwszej szkole były to młodsze dzieci w wieku naszej podstawówki i gimnazjum. W kolejnej szkole uczestnicy byli starsi- odpowiednik naszego liceum. Najbardziej zróżnicowana była trzecia szkoła. Tam były zarówno maluchy jak i dużo starsze dzieci.
Zajęcia, które organizowałem trwały po 1,5 godziny. Nie wyglądały one jak zwykłe lekcje. Jednym z głównych celów było skłonienie dzieci do mówienia po angielsku. W dużej mierze były to przeróżne gry i zabawy językowe. Na zajęciach było dużo śmiechu, śpiewania itp. Była to dla nich ogromna zmiana w porównaniu do tradycyjnych lekcji, które mają w ciągu roku. Większość dzieci chętnie uczestniczyła w zajęciach aktywnie biorąc w nich udział, choć czasami ciężko było przezwyciężyć im nieśmiałość. Myślę, że dzieci bardzo lubiły zajęcia przez nas prowadzone. Świadczyć może o tym sytuacja kiedy to na koniec pierwszego obozu większość uczestników płakała z powodu naszego wyjazdu. Dla dzieci z chińskiej prowincji spotkanie ludzi z całego świata było ogromnym przeżyciem.
Warunki mieszkaniowe i żywieniowe podczas projektu bardzo się różniły. W Tianjin, mieście niedaleko Pekinu, do którego przyjechałem przed wylotem do Syczuanu, mieszkaliśmy w eleganckim hotelu. W Syczuanie warunki były już bardzo zmienne. W pierwszej szkole spaliśmy razem z uczestnikami obozu w szkole. Warunki były troszkę spartańskie. Niezbyt ładne pokoje 5 osobowe, ze wspólnymi, brzydkimi i zniszczonymi łazienkami, w których o drzwiach w toalecie czy prysznicu można było zapomnieć. Jednak miało to swój urok i było odskocznią od normalnego życia w Polsce. Klasy, w których prowadziliśmy zajęcia nie były zdecydowanie gorsze od polskich. Wszystkie miały tablice i kredę wiec zajęcia dało się prowadzić. Jedliśmy dziennie 3 posiłki na szkolnej stołówce, było smacznie ale dość monotonnie. Druga szkoła w porównaniu z pierwszą była całkowicie inna. Spaliśmy w hotelu, w pięknych 2 osobowych pokojach z klimatyzacją, Internetem i łazienką. Również szkoła była zdecydowanie lepiej wyposażona. Każda sala miała rzutnik multimedialny oraz głośniki. Jedzenie tu również było bardzo smaczne ale za to wygląd stołówki, o ile tak można nazwać stoły pod plastikowym zadaszeniem, oraz kuchni pozostawiał wiele do życzenia. Na szczęcie ominęły mnie tam problemy żołądkowe. Picie dużych ilości coli pomaga J. Oprócz jedzenia w stołówce zabierano nas także do restauracji w mieście, gdzie kosztowaliśmy wielu znakomitych potraw. Trzecia szkoła była całkiem inna od pozostałych, gdyż znajdowała się w miejsce całkowicie zniszczonym przez trzęsienie ziemi w zeszłym roku. Można powiedzieć, ze teraz tam miasta nie ma. Ludzie mieszkają w tymczasowych barakach i tam też są szkoły, sklepy, restauracje. W całym mieście jest tylko kilka murowanych budynków. Spaliśmy w jednym z nich, jednak warunki zakwaterowania pozostawiały wiele do życzenia. Był to jednak tylko tydzień więc dało się to przeżyć. Tutaj już stołowaliśmy się na własny koszt w restauracjach.
Podsumowując na moim projekcie bardzo mi się podobało. Moim marzeniem było pojechać do Chin i dzięki tej praktyce mogłem to zrealizować. Dzięki temu projektowi mogłem zobaczyć jak wygląda życie w Chinach. Dodatkowo poznałem wielu interesujących ludzi z całego świata. Pomogło mi to bardziej otworzyć się na świat a także poznać nowe kultury i zwyczaje. Po praktyce zostałem jeszcze w Chinach i zwiedzałem ten niezwykły kraj. Dodatkowo praktyka ta pomogła zrealizować mi moje drugie marzenie a mianowicie podróż koleją transsyberyjską gdyż do Polski wracałem pociągiem z Pekinu przez Mongolię i Rosję.
W tym projekcie uczestniczyło 14 wolontariuszy z całego świata oraz 10 osób z AIESEC-u w Chinach. Po przylocie do Pekinu pojechaliśmy do Tianjin gdzie odbyło się w siedzibie AISEC-u krótkie szkolenie. Dotyczyło ono zachowania w stosunku do dzieci. Następnie wszyscy przelecieliśmy z Pekinu do Chengu- stolicy Syczuanu a potem praktykę miałem w trzech szkołach w tej prowincji. Polegała ona na opiekowaniu się dziećmi i młodzieżą na letnich obozach w 3 chińskich szkołach. Szkoły te były położone w małych miasteczka w prowincji Syczuan, a jedna z nich była w mieście całkowicie zniszczonym przez trzęsienie ziemi z zeszłego roku. Do moich obowiązków należało uczenie i organizowanie im wolnego czasu. Prowadziłem lekcje angielskiego, zajęcia sportowe, muzyczne, a także opowiadałem o kulturze polskiej jak i europejskiej. Wszytko to odbywało się w języku angielski po to aby dzieci jak najwięcej korzystały i mogły przez ten czas poprawić swój angielski. W przypadku trudności z komunikacją, dotyczyło to głównie młodszych dzieci, które mówiły bardzo słabo po angielsku pomagali nam chińscy członkowie AIESEC, którzy pełnili rolę naszych tłumaczy. Bardzo rzadko zdarzało się abym prowadził lekcję sam. Ich obecność była dla wszystkich wolontariuszy wielkim ułatwieniem. Uczestnicy obozów, w zależności od szkoły byli w różnym wieku. W pierwszej szkole były to młodsze dzieci w wieku naszej podstawówki i gimnazjum. W kolejnej szkole uczestnicy byli starsi- odpowiednik naszego liceum. Najbardziej zróżnicowana była trzecia szkoła. Tam były zarówno maluchy jak i dużo starsze dzieci.
Zajęcia, które organizowałem trwały po 1,5 godziny. Nie wyglądały one jak zwykłe lekcje. Jednym z głównych celów było skłonienie dzieci do mówienia po angielsku. W dużej mierze były to przeróżne gry i zabawy językowe. Na zajęciach było dużo śmiechu, śpiewania itp. Była to dla nich ogromna zmiana w porównaniu do tradycyjnych lekcji, które mają w ciągu roku. Większość dzieci chętnie uczestniczyła w zajęciach aktywnie biorąc w nich udział, choć czasami ciężko było przezwyciężyć im nieśmiałość. Myślę, że dzieci bardzo lubiły zajęcia przez nas prowadzone. Świadczyć może o tym sytuacja kiedy to na koniec pierwszego obozu większość uczestników płakała z powodu naszego wyjazdu. Dla dzieci z chińskiej prowincji spotkanie ludzi z całego świata było ogromnym przeżyciem.
Warunki mieszkaniowe i żywieniowe podczas projektu bardzo się różniły. W Tianjin, mieście niedaleko Pekinu, do którego przyjechałem przed wylotem do Syczuanu, mieszkaliśmy w eleganckim hotelu. W Syczuanie warunki były już bardzo zmienne. W pierwszej szkole spaliśmy razem z uczestnikami obozu w szkole. Warunki były troszkę spartańskie. Niezbyt ładne pokoje 5 osobowe, ze wspólnymi, brzydkimi i zniszczonymi łazienkami, w których o drzwiach w toalecie czy prysznicu można było zapomnieć. Jednak miało to swój urok i było odskocznią od normalnego życia w Polsce. Klasy, w których prowadziliśmy zajęcia nie były zdecydowanie gorsze od polskich. Wszystkie miały tablice i kredę wiec zajęcia dało się prowadzić. Jedliśmy dziennie 3 posiłki na szkolnej stołówce, było smacznie ale dość monotonnie. Druga szkoła w porównaniu z pierwszą była całkowicie inna. Spaliśmy w hotelu, w pięknych 2 osobowych pokojach z klimatyzacją, Internetem i łazienką. Również szkoła była zdecydowanie lepiej wyposażona. Każda sala miała rzutnik multimedialny oraz głośniki. Jedzenie tu również było bardzo smaczne ale za to wygląd stołówki, o ile tak można nazwać stoły pod plastikowym zadaszeniem, oraz kuchni pozostawiał wiele do życzenia. Na szczęcie ominęły mnie tam problemy żołądkowe. Picie dużych ilości coli pomaga J. Oprócz jedzenia w stołówce zabierano nas także do restauracji w mieście, gdzie kosztowaliśmy wielu znakomitych potraw. Trzecia szkoła była całkiem inna od pozostałych, gdyż znajdowała się w miejsce całkowicie zniszczonym przez trzęsienie ziemi w zeszłym roku. Można powiedzieć, ze teraz tam miasta nie ma. Ludzie mieszkają w tymczasowych barakach i tam też są szkoły, sklepy, restauracje. W całym mieście jest tylko kilka murowanych budynków. Spaliśmy w jednym z nich, jednak warunki zakwaterowania pozostawiały wiele do życzenia. Był to jednak tylko tydzień więc dało się to przeżyć. Tutaj już stołowaliśmy się na własny koszt w restauracjach.
Podsumowując na moim projekcie bardzo mi się podobało. Moim marzeniem było pojechać do Chin i dzięki tej praktyce mogłem to zrealizować. Dzięki temu projektowi mogłem zobaczyć jak wygląda życie w Chinach. Dodatkowo poznałem wielu interesujących ludzi z całego świata. Pomogło mi to bardziej otworzyć się na świat a także poznać nowe kultury i zwyczaje. Po praktyce zostałem jeszcze w Chinach i zwiedzałem ten niezwykły kraj. Dodatkowo praktyka ta pomogła zrealizować mi moje drugie marzenie a mianowicie podróż koleją transsyberyjską gdyż do Polski wracałem pociągiem z Pekinu przez Mongolię i Rosję.
Subskrybuj:
Posty (Atom)